Wiosna w Obiektywie – Pierwsze Tchnienie Życia po Zimie
Nie mam jednej daty, która oznacza dla mnie początek wiosny. Nie kieruję się kalendarzem. To przylaszczki przeciskające się przez zeszłoroczne liście dają mi pierwszy sygnał. To moment, gdy przez obiektyw zauważam, że światło zrobiło się miększe, cieplejsze, jakby wreszcie odetchnęło po miesiącach lodowatej ciszy.
Jako fotograf z Bielska wiem, że wiosna nie wchodzi z hukiem. Wiosna przemyka cicho. Najpierw gdzieś na skraju lasu pojawi się miodunka, potem zawilec, a potem... już wiesz, że nie ma odwrotu. Wystarczy jeden poranek z mgłą nad polaną i śpiewem rudzika, by poczuć to w kościach.
Wiosna to zryw. Czas pąków, które nie pytają, czy warto, po prostu pękają. To też błoto na szlaku, ślady łap na wilgotnej ścieżce i pierwsze pszczoły próbujące odnaleźć kwiaty, które jeszcze nie zdążyły się otworzyć. To krzątanina, nie chaos, ale ruch, który ma sens, choć nie zawsze go rozumiemy.
To czas, kiedy Beskidy budzą się w sposób bardziej intymny niż górska zima. Nie krzyczą śniegiem, tylko szeleszczą świeżymi źdźbłami trawy, pachną mokrą ziemią, wzdychają pod naporem kiełkujących listków. Aparat ledwo nadąża za zmianami.
Wiosna to też odwaga. Potrafi ruszyć z miejsca, nawet gdy grunt wciąż zimny. Pokazuje, że każda zmiana, czy to w przyrodzie, czy w życiu, zaczyna się od małego kroku. Czasem wystarczy jedno wyjście w las, jeden cichy zachwyt, by przypomnieć sobie, że jesteś częścią tego cyklu.
Więc nie czekaj. Idź. Nawet jeśli na ścieżce wciąż błoto, nawet jeśli niebo jeszcze szare. Bo pod warstwą szarości dzieje się coś, co warto sfotografować. Co warto zobaczyć. Co warto poczuć.