Prędkość, las, korzenie pod kołami, skały przed nosem, to nie fragment filmu akcji, a esencja downhillu. Sportu dla tych, którym krew nie płynie, lecz wrze w żyłach. To zjazdy na rowerze po trasach wyglądających jak tor przeszkód zaprojektowany przez szaleńca. Korzenie, kamienie, skocznie, uskoki, zakręty, wszystko to czeka na śmiałków. To trochę jak gra w Super Mario, tylko zamiast grzybków masz realne przeszkody, a lądowania są twarde i bez dublerów.
Aby sprostać tym wyzwaniom, potrzebny jest sprzęt z najwyższej półki: solidny rower zjazdowy, zawieszenie o skoku większym niż w motocyklu i kask full face. Do tego obowiązkowa zbroja pod ubraniem, bo tu nie ma miejsca na półśrodki. Wszystko po to, by wrócić na kołach, a nie w gipsie.
Downhill to więcej niż sport. To styl życia. Czysta adrenalina, ale także sposób na „ogarnięcie głowy". Buduje refleks, koordynację i pewność siebie. Siniaki są nieodłączną częścią tej przygody, ale kiedy raz poczujesz to „flow”, nie ma odwrotu. I właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Z Kalifornii do Beskidów: Historia zjazdów rowerowych
Początki downhillu sięgają lat 70. w Kalifornii, gdzie grupa zapaleńców postanowiła porzucić utarte ścieżki i zjeżdżać, gdzie się dało, byle szybko i stromo. Z tych szalonych eskapad narodził się sport, który dziś ma własny Puchar Świata, miliony fanów i niezliczone trasy.
Downhill City Tour w Ustroniu: Beskidzkie miasto w szaleństwie na dwóch kółkach
Bike Park Palenica ponownie udowodnił, że wie, jak zrobić rowerowe święto! Downhill City Tour to impreza, która od 2015 roku wywraca Ustroń do góry kołami, stając się lokalną tradycją. To kilka dni totalnego rowerowego szaleństwa. Na podium brylowali nasi, lokalni zawodnicy!
W kategorii Elita absolutnym kotem okazał się Jan Pająk z Bielska-Białej (BSR_DOWNHILL), którego czas 1:24.62 mówi sam za siebie. Tuż za nim uplasował się Sebastian Macura z Cieszyna (BIMBER.BIKE) z czasem 1:26.27, a podium zamknął Mateusz Madzia z Brennej (Unior Tools Polska), osiągając czas 1:34.54. Lokalne ekipy z Beskidów pokazały klasę, potwierdzając, że mamy tu ogromny potencjał zjazdowy.
Skąd wziął się pomysł na przeniesienie downhillu do miasta? W 2014 roku kilku przyjaciół wpadło na ten genialny pomysł. Efekt? Seria imprez, która dziś rozgrywa się nie tylko w Polsce, ale także we Włoszech i Czechach. To już nie tylko lokalne wydarzenia, ale zawody rozgrywane w ramach National Downhill League i European Urban Downhill Cup.
Bike Park Palenica: Dziki klimat i całoroczna przygoda
Palenica to nie miejsce dla mięczaków. Trasy są tu dzikie, nie są tak idealnie wypolerowane, jak innych w parkach, ale za to mają duszę i charakter. Całoroczna dostępność, wypożyczalnia, poducha Flybag (10x10 m czystej zabawy), a do tego karczma z dobrym jedzeniem i zimnym napojem, czego chcieć więcej? Parking tuż pod kolejką zapewnia wygodny dojazd. A co najważniejsze, w Bike Parku Palenica ciągle coś się dzieje, planowane są nowe linie A-line i trasy enduro. Sztos!
Jubileuszowa Edycja Downhill City Tour 2024: Miasto, las i rollercoaster emocji
Jubileuszowa, 10. edycja Downhill City Tour w 2024 roku to były trzy dni jazdy bez trzymanki, pełne emocji:
3 maja (piątek) – Pumptrack na rynku, treningi i konkurs Best Trick na Palenicy.
4 maja (sobota) – Emocjonujący Urban Downhill w Zawodziu i Whip Contest.
5 maja (niedziela) – Finałowy zjazd w Bike Parku Palenica.
Frekwencja była rekordowa, poziom sportowy kosmiczny, a pogoda zamówiona specjalnie na tę okazję! Zawodnicy z Polski, Czech i innych krajów dali prawdziwy pokaz tego, czym jest urban downhill. Szaleństwo na tle miejskiej architektury, doping kibiców odbijający się od murów a emocje większe niż przy rzutach karnych!
Downhill w obiektywie: Raj dla fotografów
Dla fotografa downhill to prawdziwy raj. Można „zamrozić” akcję krótkim czasem (1/2000 s i więcej), łapiąc każdy detal: grymas na twarzy zawodnika, wzbijający się kurz, napięcie. Inną techniką jest panoramowanie, gdzie zawodnik jest ostry, a tło rozmyte, co idealnie oddaje wrażenie prędkości. Najlepiej mieć miks obu technik, dostosowując je do miejsca i nastroju.
Najbardziej uwielbiam te chwile, gdy zawodnik jest w locie, koncentracja jak u drapieżnika, pył unoszący się w powietrzu... Po całym dniu z aparatem jestem zmęczony jak po zjeździe, tylko mniej poobijany. I właśnie w tym tkwi magia tego sportu, czujesz go całym sobą, nawet trzymając w ręku aparat. To czysta pasja!