Beskidy to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce, górskie krajobrazy przyciągają turystów przez cały rok. Zimą, kiedy drzewa i góry pokrywa śnieg, wyglądają jeszcze bardziej malowniczo i zapierają dech w piersiach. Wycieczka była zaplanowana na łagodną i przyjemną. Prognoza pogody, która przewidywała wiatr oraz pełne zachmurzenie, na szczęście zupełnie się nie sprawdziła. Na Szyndzielnię szybko i wygodnie wyjechałem gondolą Kolei Linowej i tradycyjnie skorzystałem z platformy widokowej, tym razem Tatr nie zobaczyłem.
Szyndzielnia leży w granicy Parku Krajobrazowego Beskidu Śląskiego, jej starsze nazwy to Szędzielnia oraz Gaciok, natomiast z języka niemieckiego Kamitzerplatte. Punkt pomiarowy znajduje się, na wysokości 1028,3 m n.p.m. szczyt natomiast jest nieco wyżej i możemy pochwalić się górą o wysokości 1030 m n.p.m. Jeśli nie chcesz się zmęczyć, a planujesz spędzić dzień na świeżym powietrzu, podziwiając piękne widoki, to polecam wyjazd kolejką. Jeśli wolisz się troszeczkę spocić, możesz przyjechać autobusem lub samochodem i rozpocząć wycieczkę od parkingu w dolinie.
Skierowałem się w stronę Klimczoka, którego dawna nazwa to Klimczak, jego wysokość to 1117 m n.p.m. Nazwa góry, według podań ludowych wywodzi się od zbója Klimczoka, który rabował bogatych, a częścią łupów dzielił się z biednymi. Wywodził się ze szlacheckiej rodziny i dorastał na zamku Sułkowskich, gdzie poznał miłość swojego życia Klementynę. Niestety była ona pisana wiedeńskiemu księciu, więc młody szlachcic ze złamanym sercem zorganizował grupę zbójów i stanął na ich czele. Rabował okolicę na potęgę, wrogów miał bez liku, ale serce nie sługa... Dowiedział się o planowanych zaślubinach Klementyny i czym prędzej porwał ją z zamkowej kaplicy. W miejscu, w którym teraz stoi schronisko PTTK (nazywane potocznie Klementynówką), wzniósł dla niej kamienny dwór. Tęsknota za matką męczyła Klementynę, namówiła więc Klimczoka na wycieczkę do doliny. Nieszczęśliwie dla niego został rozpoznany i powieszony na haku za żebro. Podobno jego skarby do dzisiaj czekają na odkrycie w okolicznych jaskiniach.
Ostatnim punktem tej jednodniowej wycieczki jest Magura, jej wysokość to 1109 m n.p.m. Z tym miejscem związane są dwie ciekawostki... Pierwsza jest taka, że możesz jej nie zauważyć. Jest długa, płaska i bardzo widokowa, co może odwrócić Twoją uwagą od tego, że to kolejny szczyt Beskidu Śląskiego. Druga jest związana z latami 30 ubiegłego wieku. Klementynówką rozporządzała wtedy niemiecka organizacja Beskidenverein (Towarzystwo beskidzkie), w osobie pana Emila Girsiga. W roku 1936, w odpowiedzi na zwiększającą się ilość turystów oraz ich coraz większe potrzeby rozpoczął budowę na północno wschodnim zboczu Magury Klimczokowej schroniska „Magura-Kąpielisko". Sylwester 1944 obchodzono już w nowo wybudowanym drewnianym schronisku, na widokowej polanie z odkrytym basenem kąpielowym. Pieczę nad nowo powstałymi obiektami przejęła Wanda Śniegoń, córka pana Emila. Pod koniec wojny Wehrmacht zdecydował się zająć okoliczne obiekty na swoją tymczasową siedzibę. Początkiem 1945 roku to niezwykłe miejsce, 1000 m n.p.m, zostało ostrzelane przez artylerię Armii Czerwonej stacjonującej w Mikuszowicach. Do naszych czasów przetrwały jedynie fragmenty murowanego basenu kąpielowego. W dzisiejszej fotogalerii niestety nie zobaczysz tego, co do dzisiaj pozostało z tego miejsca, gdyż przy takich warunkach schodzenie ze szlaku jest niebezpieczne, a ruiny są ukryte głęboko pod śniegiem. Oczywiście co się odwlecze...
Zimowy górski spacer to nie tylko piękne krajobrazy, ale również wyjątkowe doznania związane z samym sobą. To czas, w którym możemy zobaczyć, jak przyroda zmienia się na naszych oczach i jak góry, które latem są pełne turystów, w zimie stają się dzikim i spokojnym miejscem. Spacer po szczytach Beskidu Śląskiego to wspaniała okazja do spędzenia czasu na świeżym powietrzu, podziwiania pięknych krajobrazów i gromadzenia zimowych wrażeń. To coś, co każdy miłośnik gór i natury powinien zrobić.