Trzeciego kwietnia budzik postawił mnie na nogi na długo przed świtem. Poprzedni dzień był wiosenny... słońce, kwiatki oraz poranny śpiew ptaków. Jednak obudziłem się w zimowej aurze, pomyślałem, że to musi być Dzień Świstaka!
Wrzuciłem plecak na plecy i jeszcze przed brzaskiem byłem nad wodą. Światła było bardzo mało, temperatura i morale nie osiągały szczytów, ale wędrowałem. Pierwsze mewy i rybitwy ochoczo wołały, że wyprawa się uda... choć po lekturze memów, które wcześniej oglądałem, o tym, co naprawdę mówią ptaki, to troszeczkę traciłem pewność. Na początku zobaczyłem sarny, później pojawiły się łanie (a rzecz się dzieje w Komorowicach) nad głową tranzytowo przeleciał błotniak stawowy, a ze szczytu drzewa patrzył na mnie rybołów. Poszedłem na linię brzegową rzeki Białej w poszukiwaniu zimorodka i w śniegu wypatrzyłem ruch. Podejrzewam, że każdy fotograf przyrodniczy na moim miejscu postąpiłby tak samo, czyli gleba i czołganie, w kadrze pojawił mi się szczur! Liczyłem na stworzenie bardziej spektakularnie, ale robiłem zdjęcia. Po kilkunastu fotografiach stwierdziłem, że temat wyczerpałem i mogę iść dalej, ale mój model podjął inną decyzję, myślę, że brzmiała „Idę z tym Panem". Krok w krok towarzyszył mi podczas eksploracji śnieżnej krainy, nie zważając na to, że mam założony teleobiektyw, a nie szkło makro. Właził do osłony przeciwsłonecznej i zajadał się listkami na moich butach. Po raz kolejny spojrzałem na sytuację z jego perspektywy, wydaje mi się, że ta myśl brzmiała „oswoiłem człekokształtnego, nie wygląda na to, że mnie zje, a drapieżniki się go boją... zostaję z nim". Spacerowaliśmy razem prawie godzinę, towarzyszył mi krok w krok. Ja szukałem zimorodków a on spokojnego miejsca z dala od drapieżników mlaskających i ślinących się na myśl o jego soczystym mięsku. Po powrocie do domu w atlasie odszukałem mojego niezwykłego towarzysza i okazało się, że to karczownik ziemnowodny (Arvicola amphibius). Zimorodki jednak tylko oglądałem, a wykonane zdjęcia nie nadają się do publikacji.
Czas, który był dla mnie godziną, dla niego trwał dużo więcej. Ten mały szczurek w swoim naturalnym środowisku bardzo rzadko żyje dłużej niż 6 miesięcy. Im więcej o nim wiedziałem, tym bardziej cieszyłem się, że podarował mi tyle swojego czasu. Ze względu na swoich miejskich kuzynów oraz rodzin mieszkających w sadach i ogrodach nie budzi powszechnej akceptacji, ale jako dziki architekt może się pochwalić nie lada osiągnięciami. Z trzcin i gleby w czasie swojego krótkiego życia buduje niezwykłe konstrukcje. Jego podziemna rezydencja może mieć długość nawet kilkadziesiąt metrów, a część sypialna i spiżarnia którą zazwyczaj buduje na głębokości jednego metra, powinna nas i architektów inspirować. Zwykle przygotowuje się na wypadek wyższego poziomu wody, budując powyżej linii brzegowej awaryjne gniazdo, by zabezpieczyć siebie i swoją rodzinę.
Mam nadzieję, że moje repozytorium fotograficznie pozwoli Ci na inny odbiór tych niezwykłych ssaków, ich zdolności architektoniczne i zdolności adaptacji do nawet najbardziej abstrakcyjnych sytuacji. Jego cykl życia powinien być ważną lekcją dla nas, naczelnych.